poniedziałek, 30 września 2013

32. Pędzące żółwie

Gra, o której dużo słyszałam, lubiana ponoć przez dużych i małych, zajmująca czołowe miejsca w rankingach. Trafiła w końcu w moje ręce, ale w dość niesprzyjających okolicznościach. Pędzące żółwie były trochę taką "zapchajdziurą" dla mnie i mojej przyjaciółki podczas oczekiwania na większą ekipę graczy. Zagrałyśmy we dwie i jakoś tak...bez szału było.

W grze mamy kilka kolorów żółwi, planszę i karty. Na początku losujemy w tajemnicy kolor swojego żółwia. Celem jest doprowadzenie go do mety- sałaty. Jak to zrobić? Wykładamy po kolei karty, które dają nam władzę przesuwania żółwi do przodu i do tyłu, wskakiwania na grzbiet jeden drugiemu itd. Na każdej karcie namalowany jest żółw w którymś z kolorów pionków wraz z oznaczeniem kierunku ruchu i zasięgiem. Fajne jest to, że można sterować wszystkimi żółwiami, które są na planszy, nie tylko swoim. Są też karty z wielokolorowymi żółwiami, które dają możliwość przesunięcia dowolnego żółwia. No i tak sobie pędzimy do tej mety.

Jak już wspomniałam, gra mi się nie podobała i chyba wiem dlaczego. Dla dwóch graczy jest nudna. Szybko okazuje się, kto ma którego żółwia, a gdy gra maksymalna ilość osób i wszyscy poruszają pionkami wszystkich (nie grałam tak, ale takie mam wyobrażenie), pewnie dłużej udaje się ukryć swój własny pionek, ogólnie więcej się dzieje na planszy i jest ciekawiej. Tyle w temacie, póki co:)

31. Jenga

Tak, właśnie tak. Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej nie grałam w Jengę. A trafiłam na nią zupełnie przypadkowo w jednej z krakowskich knajpek, do której weszłam bynajmniej nie w celu pogrania w grę. A tu proszę :)

Właściwie, to nie wiem, czy jest sens ją opisywać, chyba każdy wie, że z wieży wyciągamy klocki i kładziemy na jej szczycie tak, żeby wieża się nie zawaliła. I tyle. A ile emocji:D I huku, gdy spadnie :P Całkiem fajnie mi się grało.

30. Uga Buga

Są takie gry, w konstrukcji proste jak budowa cepa, ale mimo to dające dużo radości :) W tym wypadku mowa o Uga Buga, która jest dokładnie taka, jak napisałam wyżej. Składa się z talii kart z różnymi "jaskiniowymi" dźwiękami i zadaniem gracza jest wyłożenie swojej karty, wydania adekwatnego do niej dźwięku, zakończenia ruchu gromkim "ha!" i wskazaniem palcem (!) na innego, wybranego gracza, który musi powtórzyć poprzedni dźwięk, dołożyć swój z wyłożonej karty i znów skierować swoje "ha!" w czyjąś stronę. I tak do oporu, aż ktoś się pomyli, wtedy usłyszy "uuuuuuuu" z ust wszystkich graczy i musi zebrać karty. Przegrywa rzecz jasna ten, kto ma ich najwięcej. Są jeszcze karty specjalne z pokazywaniem języka, uderzaniem pięścią w stół, klaśnięciem albo dublowaniem poprzedniego dźwięku. Prościutkie zasady, wykonanie już niekoniecznie, im dłuższa sekwencja dźwięków, przeplatana wystawianiem jęzora, klaskaniem itp. tym łatwiej rzecz jasna wszystko poplątać :) Dobre i dla dzieciaków i dla dorosłych.


29. The Resistance: Agenci Molocha

Agenci Molocha kojarzą mi się trochę z popularną Mafią. To gra imprezowa dla 5-10 osób. Mamy dwie drużyny: żołnierzy posterunku i agentów molocha. Każdy z graczy losuje  swoją tożsamość, której nie ujawnia ogółowi. Drużyny poznają się tak, jak w Mafii. Wszyscy dostają też dwie karty do głosowania na "tak" lub "nie". Lider (ta funkcja przechodzi co rundę na innego gracza) wybiera osoby do misji, rozdaje też komu chce karty intrygi, mające na celu zrobienie trochę zamieszania w grze (przejmowanie władzy, sprawdzanie tożsamości innego gracza itp). Gdy osoby do misji zostaną wybrane, wszyscy głosują tajnie za lub przeciw takiemu składowi. Jeśli większość jest za, drużyna idzie na misję i teraz tylko jej członkowie głosują tajnie, czy misja się powiedzie, czy nie. Jeśli WSZYSCY bez wyjątku zagłosują za, misja się powiodła. Do zrealizowania jest ich 5. Jeśli 3 z nich będą udane, wygrywają żołnierze posterunku, jeśli 3 przegrane- agenci molocha. Jeśli gracze nie zgodzą się na skład misji,  liderem zostaje kolejna osoba, która wyznacza nowy skład. I tak do skutku. Jeśli 5 razy z rzędu gracze nie zgodzą się na skład misji, agenci molocha wygrywają z automatu.

Podobnie jak w mafii, między graczami występuje bardzo duża interakcja. Dużo się dyskutuje, wysnuwa podejrzenia, kłamie, robi zamieszanie itd.:) Trzeba kombinować i dedukować, żeby wygrać. Gra jest generalnie super, świetnie się nadaje do rozruszania towarzystwa, może w nią grać aż 10 osób, więc na imprezę jak znalazł:)

niedziela, 29 września 2013

28. Hanabi

Uwaga, uwaga, teraz będzie coś bardzo oryginalnego. Hanabi to po japońsku "fajerwerki". 
Ta malutka, śmieszna, kooperacyjna gra, którą kupiłam "w ciemno" (co mi się zasadniczo nie zdarza) okazała się absolutnym hitem! O co w niej chodzi?

Gra składa się z talii 55 kart fajerwerków w sześciu kolorach oraz 8 niebieskich i 3 czerwonych żetonów. Każda karta oznaczona jest cyfrą (od 1 do 5). W grze może wziąć udział od dwóch do pięciu osób.  Cel gry : wspólne ułożenie na stole kompletów kart we wszystkich kolorach w kolejności od 1 do 5, czyli tak:

Jak to zrobić? Rozdajemy graczom po 4-5 kart na rękę (ilość zależy od liczny grających), ale uwaga...! Karty ułożone w wachlarz trzymamy obrócone obrazkami w stronę innych graczy! Tym sposobem każdy wie, jakie karty mają inni, nie wie natomiast, co sam trzyma w ręce. Reszta kart leży na zakrytym stosie. Niebieskie żetony wkładamy do pudełka, czerwone leżą przed nim. I możemy zaczynać! W swoim ruchu gracz ma do wyboru jedną z trzech opcji: udziela jednej informacji innemu graczowi co do jego kart/karty. Wskazówka może dotyczyć koloru (np. pokazuje mu palcem wszystkie niebieskie karty), albo cyfry (np. pokazuje mu wszystkie 2, nie ważne w jakim są kolorze). Informacja kosztuje 1 niebieski żeton, który zostaje wyciągnięty z pudełka. Jeśli w pudełku brakuje żetonów, nie można udzielać informacji.  Druga opcja to wyłożenie na środek karty, w celu rozpoczęcia układania fajerwerków, o ile wie, że ma potrzebne karty (Zawsze zaczynamy od 1, na nią trzeba układać karty w kolejności i w odpowiednim kolorze), a następnie dobranie nowej karty. Jeśli została wyłożona dobra karta, niebieski żeton wraca do pudełka (o ile jakiś jest poza nim), jeśli zła, do pudełka wrzucamy czerwony żeton. Gdy w pudełku znajdą się trzy czerwone żetony, przegrywamy. Trzecia opcja to odrzucenie karty na stos kart odrzuconych i dobranie nowej. I kolejka przechodzi dalej. Gra kończy się pełnym zwycięstwem i pięknym pokazem fajerwerków, gdy ułożymy pełne sekwencje z wszystkich kolorów, wtedy otrzymujemy 5 punktów za każdy kolor. Jeśli czegoś brakuje, sumujemy wartości najwyższych kart z wszystkich kolorów.

W Hanabi grałam już kilkanaście razy, na ogół w 3-4 osoby. Na początku bywało różnie, ale z czasem wypracowałyśmy sobie (najczęściej grałam z tymi samymi dziewczynami) jakąś strategię. Im więcej osób gra, tym, moim zdaniem, jest trudniej, np.gdy w pewnym momencie równocześnie kilkoro graczy ma na ręce bardzo dobre karty, o czym nie wiedzą, a w pudełku został ostatni niebieski pieniążek...Czasem ciężko jest być graczem z dobrymi kartami, bo nagle wszyscy zaczynają udzielać informacji jednej osobie, a ona musi to zapamiętać i wykładać co trzeba, gdzie trzeba i kiedy trzeba :) Można rzecz jasna manipulować swoją talią: odwracać karty do góry nogami, wysuwać, zamieniać miejscami itd. żeby jak najwięcej zapamiętać. Byle ich nie widzieć :)

Jeszcze jedna ważna i przyznam, dość trudna rzecz- powinno się grać jak w pokerze, z z kamienną twarzą, nie sugerować nic tonem głosu, gestykulacją, totalnie niczym. To naprawdę trudne :)

Gra dobra na logiczne myślenie, dedukcję i pamięć. Kooperacyjna, więc nikt nikomu nie szkodzi:), szybka, oryginalna, malutka, poręczna. Ogólnie - godna polecenia. Ten problem z sugerowaniem i podpowiadaniem w sposób niewerbalny to w zasadzie jedyny, większy minus, jaki mi w tym momencie przychodzi do głowy.

I jeszcze ciekawostka. W marcu tego roku Hanabi została zdobywcą niemieckiej nagrody Spiel des Jahres 2013.