Gra, o której dużo słyszałam, lubiana ponoć przez dużych i małych,
zajmująca czołowe miejsca w rankingach. Trafiła w końcu w moje ręce, ale
w dość niesprzyjających okolicznościach. Pędzące żółwie były
trochę taką "zapchajdziurą" dla mnie i mojej przyjaciółki podczas
oczekiwania na większą ekipę graczy. Zagrałyśmy we dwie i jakoś
tak...bez szału było.
W grze mamy kilka kolorów żółwi,
planszę i karty. Na początku losujemy w tajemnicy kolor swojego żółwia.
Celem jest doprowadzenie go do mety- sałaty. Jak to zrobić? Wykładamy po
kolei karty, które dają nam władzę przesuwania żółwi do przodu i do
tyłu, wskakiwania na grzbiet jeden drugiemu itd. Na każdej karcie
namalowany jest żółw w którymś z kolorów pionków wraz z oznaczeniem
kierunku ruchu i zasięgiem. Fajne jest to, że można sterować wszystkimi
żółwiami, które są na planszy, nie tylko swoim. Są też karty z
wielokolorowymi żółwiami, które dają możliwość przesunięcia dowolnego
żółwia. No i tak sobie pędzimy do tej mety.
Jak już wspomniałam, gra mi się nie podobała i chyba wiem dlaczego. Dla dwóch graczy jest nudna. Szybko okazuje się, kto ma którego żółwia, a gdy gra maksymalna ilość osób i wszyscy poruszają pionkami wszystkich (nie grałam tak, ale takie mam wyobrażenie), pewnie dłużej udaje się ukryć swój własny pionek, ogólnie więcej się dzieje na planszy i jest ciekawiej. Tyle w temacie, póki co:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz