czwartek, 17 października 2013

37. Maskarada

Będzie teraz trochę nowości wydawniczych. Maskarada autorstwa Brunona Faiduttiego (twórcy Cytadeli), stała się moim nowym celem. Teoretycznie osiągniętym celem. Dlaczego teoretycznie? Bo przypadło mi grać w nią w gronie 12 osób, co na pierwszy strzał było tak samo trudne, co nużące.Ale o tym za chwilę.

Generalnie w grze chodzi o blef i zbieranie kasy. Każdy gracz dostaje losowo jakąś postać i 6 monet. Pierwsze cztery tury są przygotowawcze i polegają na potencjalnej zamianie swojej karty z kartą innego gracza (pod stołem) tak, by nikt tego nie widział.  Następnie kolejni gracze w swoim ruchu mają do wyboru trzy opcje: 1. potencjalna zamiana karty, 2. sprawdzenie w tajemnicy swojej karty, 3. ogłoszenie tożsamości swojej postaci bez odkrywania karty. Jeśli nikt nie zakwestionuje tej tożsamości, gracz może wykonać akcję, która przypisana jest postaci,której tożsamość ogłosił, wciąż nie pokazując swojej karty. Czyli otrzymuje pieniądze, kradnie, sprawdza innych graczy itp. Jeśli choć jedna osoba zakwestionuje prawdziwość ogłoszonej tożsamości postaci, wszyscy zainteresowani muszą odkryć swoje karty. Kto powiedział prawdę, ten wykorzystuje zdolność swojej postaci, kto skłamał- płaci karę do sądu (stojącego na środku stołu). I przychodzi kolej na następnego gracza. Gra kończy się, gdy któryś z graczy pierwszy zbierze przynajmniej 13 monet. Jeśli ktoś zbankrutuje, wygrywa najbogatszy gracz.


Napisałam, że rozgrywka była trudna i nużąca i w tym miejscu wytłumaczę, dlaczego. Bo z  mojej perspektywy (pierwsza raz), grało w nią za dużo osób. Po wytłumaczeniu zasad nie zdążyłam jeszcze zapamiętać, jakie postaci W OGÓLE występują w grze, nie mówiąc o tym, kto jest kim. Nie kojarzyłam obrazków (które swoją drogą są naprawdę piękne), ani nie pamiętałam zdolności każdej postaci (Tak, dostaliśmy "ściągi", ale w trakcie gry trzeba się było skupiać na tym, co robią inni, bo sytuacja szybko się zmieniała). Ponadto dosyć długo trzeba było czekać na swoją kolejkę. Jeśli dodać do tego ogólne rozbicie przeziębieniem, to mamy cały obraz. Ale uwaga! To jest li i jedynie wynik psycho-społeczno-fizycznych przeszkód skumulowanych w jeden dzień przy jednym, w dodatku za długim (jakby mało było wszystkiego:)) stole. W żaden sposób nie chcę powiedzieć, że ta gra jest beznadziejna, głupia, nudna, czy jakaś tam inna.Tak naprawdę, to wciąż nie wiem do końca, jaka ona jest i wciąż wydaje mi się, że jej mechanika jest ciekawym pomysłem, wartym rozegrania jeszcze kilku partyjek. Tylko na początku w gronie max 7 osób. Temat na przyszłość:)

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń