Granie w planszówki, oprócz chwały zwycięstwa, goryczy porażki, różnych, skrajnych emocji i iluś tam godzin ślęczenia nad planszami, kartami i kafelkami, dało mi jedną, najfajniejszą rzecz: nowych znajomych. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze leżał śnieg, a mnie granie w knajpach z obcymi ludźmi wydawało się abstrakcją, pisałam o wieczorach planszówkowych w Cudownych Latach, na których poznałam Kasię z Projektora-wolontariatu studenckiego. Znajomość ta wykroczyła poza Cudowne mury i i zaprowadziła mnie do projektorowej ekipy, gdzie podczas wyjazdów na projekty z dzieciakami poznałam kolejnych, fajnych ludzi oraz ich znajomych. A skąd ta podróż sentymentalna przy okazji 36. gry? Ano stąd, że taką znajomą znajomej z Projektora jest Ania, która...gra w planszówki :D Historia zatoczyła więc koło. Niedawno właśnie Ania zapoznała mnie z grą, o której opowiadała mi kiedyś gdzieś na szlaku między Zawoją a Markowymi Szczawinami, wzbudzając moje niemałe zainteresowanie.
I tak wyczekany Dominion trafił na listę! Nie wiem dlaczego, ale ogólnie lubię gry w klimacie dworsko-mieszczańsko-chłopskim, z zamkami, królami, osadami i tym podobnymi. Dominion początkowo, nim padła nazwa, kojarzył mi się trochę z Cytadelą, ale to nie to. Też karcianka, też w klimacie, też buduje się, czy może raczej zbiera karty. Ogólnie wygląda to tak: Jeden ruch to zakup i akcja. Mamy pieniądze, za które możemy kupić jeszcze więcej pieniędzy, albo kartę jakiejś jednostki administracyjnej, np gminy, powiatu. One dają punkty, a punkty dają zwycięstwo, proste. Ale są jeszcze karty akcji, które też możemy kupić, a one dadzą nam dodatkowe możliwości, a to drugiego zakupu, a to większej ilości kart (normalnie można mieć na ręce 5) itede, itepe. Co jest nowe, z czym się do tej pory nie spotkałam to to, że każdy z graczy ma swoją własną talię kart, nie ciągnie się ze wspólnego stosu. Na początku każdy ma 10 kart, z czego na rękę bierze losowo 5, kupuje, zagrywa akcje itd (tym samym zdobywa nowe karty) następnie odrzuca wszystkie użyte oraz zdobyte karty na swój stos kart odrzuconych, bierze znów 5, robi, co ma robić, odrzuca wszystko co ma na ręce, tasuje wszystko (bo wykorzystał już pierwsze 10), bierze nowe 5 itd itd. Talia się powiększa, każdy operuje tym, co zdobył. Są jeszcze karty czarownicy i klątwy, które sieją zamęt i dają punkty ujemne, ale przyznam szczerze, nie poznałam jeszcze ich mocy, bo grałyśmy tylko raz i to dość grzecznie :D
Gdy zobaczyłam to wielkie pudło, niczym z Osadników z Catanu pomyślałam, że to będzie pewnie taka gra ryjąca mózg na godzinę, a tu okazuje się, że szast-prast i po 20 minutach jest po grze. Naprawdę to baaardzo szybka gra, gdy się wdrożyłyśmy, kolejki leciały błyskawicznie. Moje ogólne odczucia są pozytywne, choć nie potrafię do końca ocenić tej gry. Jest niedosyt po jednej rozgrywce, zdecydowanie. Dominion należy do tych gier, do których z pewnością wrócę i wtedy może dodam jakieś post scriptum :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz