Zaległości, zaległości, znów zaległości. Ale za to będzie opis gier z całego tygodnia.
Zaczynamy!
Jak już wspomniałam w poprzednim poście, 8 kwietnia to kolejne spotkanie Wszystkich Światów Planszówek. Gwiazdą wieczoru były gry starożytne, ale ja jakoś nie czułam wewnętrznej potrzeby zmierzenia się z nimi. Tym razem nową grą, która dołączyła do mojej listy gier zagranych jest Ubongo. Cóż to takiego? Każdy z Was na pewno zna z dzieciństwa taką grę jak Tetris. Otóż Ubongo jest jej, że tak powiem, afrykańskim krewniakiem :) Choć do dzisiaj zastanawiam się, co to z Afryką ma wspólnego.
W każdej turze każdy gracz dostaje planszę, np. taką jak ta na zdjęciu. Piszę na przykład, bo poszczególne plansze mają wiele, różnych układów kratek. Na planszy znajduje się 6 symboli, takich właśnie afrykańskich, a pod nimi 3 lub 4 (są dwa stopnie trudności) klocki, które mogą zostać użyte. Trzeba je ułożyć na zaznaczonym obszarze na planszy. O tym, który zestaw czterech klocków układamy decyduje symbol, który wyrzucimy (rzut kostką). Gra się na czas- odmierza go klepsydra. Kto pierwszy ułoży swoje Tetris mówi Ubongo i przesuwa się pionkiem o max 3 pola na takiej śmiesznej planszy z kryształami, które zbieramy. Kolejna osoba może się przesunąć max o 2 pola, trzecia o 1, a czwarta wcale. Trzeba zebrać jak najwięcej kryształów w tym samym kolorze. Po każdej turze rozdajemy nowe plansze z zupełnie innym "obszarem do zabudowania" i ponownie rzucamy kostką.
Ot i cała filozofia.
Gra się szybko, pod presją czasu, więc jest ciekawie. Rozwija się przy tym wyobraźnię przestrzenną, za co ode mnie duży plus (lubię aspekty edukacyjne w grach). Banalne zasady, można się nauczyć w trzy minuty. Natomiast nie podoba mi się dobór grafiki, tzn. uważam, że ta gra nie jest przemyślana pod tym względem. Nijak mają się te obrazki do klocków, choć same w sobie są ładne. Bardziej widzę tutaj np. jakieś statki kosmiczne, symbole geometryczne, coś w ten deseń. Ten okrzyk "Ubongo" też jakoś nie wpasowuje się w klimat:P Ale to naprawdę drobnostka.
Tyle jeśli chodzi o poniedziałkowe nowości, bo później był Dixit i Wsiąść do pociągu, więc się nie liczy:) Ale, co ciekawe, we wszystkie trzy gry graliśmy po angielsku, bo w drużynie mieliśmy Michaela, turystę z Nowej Zelandii:) Było całkiem zabawnie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz