sobota, 26 października 2013

38. Rok 1863

Pozostajemy wciąż w temacie nowości wydawniczych roku 2013, ale zmieniamy zupełnie klimat.  Rok 1863. Gra historyczna, nasza, polska, krakowska. Jej autorami są Łukasz Wrona i Piotrek Krzystek z wydawnictwa Alter. Z Łukaszem miałam w tym miesiącu przyjemność stoczyć kilka powstańczych bitew.

Jest to gra, można powiedzieć, quasi-kooperacyjna. Wszyscy bierzemy udział w bitwach przeciwko Moskalom, ale każdą z nich może wygrać tylko jeden gracz. Gra przeznaczona jest dla czterech osób. Na początku każdy gracz dostaje amunicję, karty oraz dowódcę - cyfry na kartach dowódców decydują o kolejności ruchu. Rozkładamy na stole karty kilku bitew o różnych wartościach punktowych, czyli o różnej sile militarnej. Pod nimi znajdują się karty Moskali, których siły militarnej nie znamy. Następnie zagrywamy karty powstańców (też różnie punktowane, za bardziej wartościowe trzeba płacić amunicją), lub karty specjalne. Bitwa jest wygrana wtedy, gdy siła militarna wszystkich zagranych kart powstańców jest większa od sumy dwóch sił: karty bitwy i przyporządkowanej jej karty Moskali. Ilość zdobytych punktów za wygraną bitwę przyznawana jest w zależności od ilości graczy i wartości militarnej samej bitwy. To tak w dużym skrócie. Do tego dochodzą różne "tricki", np. przejęcie punktów wygranego gracza, albo wykorzystanie karty "Grząsko", co oznacza brak możliwości zagrywania kart na daną bitwę, pojawia się też Brat Albert, który anuluje poprzedni ruch itd. Na koniec musimy oszacować straty rzucając kością. Odpowiednie przedziały liczbowe oczek pozwalają nam zatrzymać zagrane karty powstańców lub je odrzucić.

Generalnie gra jest naszpikowana dość mocno postaciami, faktami historycznymi, cytatami. Próbowałam sobie wyobrazić, jakie wrażenie zrobiłaby na mojej, dość wymagającej, pani od historii z zamierzchłych, licealnych czasów :) Myślę, że mogłaby się jej spodobać. Jeśli o mnie chodzi, to żałuję, że nie mieliśmy takich gier w szkole, wyobrażam sobie np. piękną talię z całą dynastią Habsburgów, albo wojną 30-letnią:) Od razu jakoś lepiej by ta nauka wchodziła do głowy i na pewno więcej bym teraz pamiętała :) Jeśli chodzi o Rok 1863, to po pierwsze jest to naprawdę fajna pomoc dydaktyczna, wymagająca rzecz jasna szerszego omówienia, przybliżenia chociażby sylwetek konkretnych postaci występujących na kartach, po drugie jest to ciekawa, dość prosta, ale i zaskakująca gra (Może jak poznam możliwości wszystkich kart, jakie w niej występują, to zaskoczenie będzie mniejsze :)). Podsumowując: jestem na tak :) I bardzo mi się podoba również od strony graficznej. Łukaszu i Piotrku, gratuluję i życzę dalszych sukcesów! :).

czwartek, 17 października 2013

37. Maskarada

Będzie teraz trochę nowości wydawniczych. Maskarada autorstwa Brunona Faiduttiego (twórcy Cytadeli), stała się moim nowym celem. Teoretycznie osiągniętym celem. Dlaczego teoretycznie? Bo przypadło mi grać w nią w gronie 12 osób, co na pierwszy strzał było tak samo trudne, co nużące.Ale o tym za chwilę.

Generalnie w grze chodzi o blef i zbieranie kasy. Każdy gracz dostaje losowo jakąś postać i 6 monet. Pierwsze cztery tury są przygotowawcze i polegają na potencjalnej zamianie swojej karty z kartą innego gracza (pod stołem) tak, by nikt tego nie widział.  Następnie kolejni gracze w swoim ruchu mają do wyboru trzy opcje: 1. potencjalna zamiana karty, 2. sprawdzenie w tajemnicy swojej karty, 3. ogłoszenie tożsamości swojej postaci bez odkrywania karty. Jeśli nikt nie zakwestionuje tej tożsamości, gracz może wykonać akcję, która przypisana jest postaci,której tożsamość ogłosił, wciąż nie pokazując swojej karty. Czyli otrzymuje pieniądze, kradnie, sprawdza innych graczy itp. Jeśli choć jedna osoba zakwestionuje prawdziwość ogłoszonej tożsamości postaci, wszyscy zainteresowani muszą odkryć swoje karty. Kto powiedział prawdę, ten wykorzystuje zdolność swojej postaci, kto skłamał- płaci karę do sądu (stojącego na środku stołu). I przychodzi kolej na następnego gracza. Gra kończy się, gdy któryś z graczy pierwszy zbierze przynajmniej 13 monet. Jeśli ktoś zbankrutuje, wygrywa najbogatszy gracz.


Napisałam, że rozgrywka była trudna i nużąca i w tym miejscu wytłumaczę, dlaczego. Bo z  mojej perspektywy (pierwsza raz), grało w nią za dużo osób. Po wytłumaczeniu zasad nie zdążyłam jeszcze zapamiętać, jakie postaci W OGÓLE występują w grze, nie mówiąc o tym, kto jest kim. Nie kojarzyłam obrazków (które swoją drogą są naprawdę piękne), ani nie pamiętałam zdolności każdej postaci (Tak, dostaliśmy "ściągi", ale w trakcie gry trzeba się było skupiać na tym, co robią inni, bo sytuacja szybko się zmieniała). Ponadto dosyć długo trzeba było czekać na swoją kolejkę. Jeśli dodać do tego ogólne rozbicie przeziębieniem, to mamy cały obraz. Ale uwaga! To jest li i jedynie wynik psycho-społeczno-fizycznych przeszkód skumulowanych w jeden dzień przy jednym, w dodatku za długim (jakby mało było wszystkiego:)) stole. W żaden sposób nie chcę powiedzieć, że ta gra jest beznadziejna, głupia, nudna, czy jakaś tam inna.Tak naprawdę, to wciąż nie wiem do końca, jaka ona jest i wciąż wydaje mi się, że jej mechanika jest ciekawym pomysłem, wartym rozegrania jeszcze kilku partyjek. Tylko na początku w gronie max 7 osób. Temat na przyszłość:)

36. Dominion

Granie w planszówki, oprócz chwały zwycięstwa, goryczy porażki, różnych, skrajnych emocji i iluś tam godzin ślęczenia nad planszami, kartami i kafelkami, dało mi jedną, najfajniejszą rzecz: nowych znajomych. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze leżał śnieg, a mnie granie w knajpach z obcymi ludźmi wydawało się abstrakcją, pisałam o wieczorach planszówkowych w Cudownych Latach, na których poznałam Kasię z Projektora-wolontariatu studenckiego. Znajomość ta wykroczyła poza Cudowne mury i i zaprowadziła mnie do projektorowej ekipy, gdzie podczas wyjazdów na projekty z dzieciakami poznałam kolejnych, fajnych ludzi oraz ich znajomych. A skąd ta podróż sentymentalna przy okazji 36. gry? Ano stąd, że taką znajomą znajomej z Projektora jest Ania, która...gra w planszówki :D Historia zatoczyła więc koło. Niedawno właśnie Ania zapoznała mnie z grą, o której opowiadała mi kiedyś gdzieś na szlaku między Zawoją a Markowymi Szczawinami, wzbudzając moje niemałe zainteresowanie.

I tak wyczekany Dominion trafił na listę! Nie wiem dlaczego, ale ogólnie lubię gry w klimacie dworsko-mieszczańsko-chłopskim, z zamkami, królami, osadami i tym podobnymi. Dominion początkowo, nim padła nazwa, kojarzył mi się trochę z Cytadelą, ale to nie to. Też karcianka, też w klimacie, też buduje się, czy może raczej zbiera karty. Ogólnie wygląda to tak: Jeden ruch to zakup i akcja. Mamy pieniądze, za które możemy kupić jeszcze więcej pieniędzy, albo kartę jakiejś jednostki administracyjnej, np gminy, powiatu. One dają punkty, a punkty dają zwycięstwo, proste. Ale są jeszcze karty akcji, które też możemy kupić, a one dadzą nam dodatkowe możliwości, a to drugiego zakupu, a to większej ilości kart (normalnie można mieć na ręce 5) itede, itepe. Co jest nowe, z czym się do tej pory nie spotkałam to to, że każdy z graczy ma swoją własną talię kart, nie ciągnie się ze wspólnego stosu. Na początku każdy ma 10 kart, z czego na rękę bierze losowo 5, kupuje, zagrywa akcje itd (tym samym zdobywa nowe karty) następnie odrzuca wszystkie użyte oraz zdobyte karty na swój stos kart odrzuconych, bierze znów 5, robi, co ma robić, odrzuca wszystko co ma na ręce, tasuje wszystko (bo wykorzystał już pierwsze 10), bierze nowe 5 itd itd. Talia się powiększa, każdy operuje tym, co zdobył. Są jeszcze karty czarownicy i klątwy, które sieją zamęt i dają punkty ujemne, ale przyznam szczerze, nie poznałam jeszcze ich mocy, bo grałyśmy tylko raz i to dość grzecznie :D


Gdy zobaczyłam to wielkie pudło, niczym z Osadników z Catanu pomyślałam, że to będzie pewnie taka gra ryjąca mózg na godzinę, a tu okazuje się, że szast-prast i po 20 minutach jest po grze. Naprawdę to baaardzo szybka gra, gdy się wdrożyłyśmy, kolejki leciały błyskawicznie. Moje ogólne odczucia są pozytywne, choć nie potrafię do końca ocenić tej gry. Jest niedosyt po jednej rozgrywce, zdecydowanie. Dominion należy do tych gier, do których z pewnością wrócę i wtedy może dodam jakieś post scriptum :).

środa, 16 października 2013

35. Zbuduj swoje miasto

W prawdzie Zbuduj swoje miasto nie figurowało nigdy na mojej "tajnej liście" gier, w które chciałabym zagrać, ale nie było też grą, o istnieniu której nie miałam zielonego pojęcia. W jednym z biuletynów jej wydawcy trafiłam kiedyś na ciekawy artykuł dotyczący tej pozycji, więc gdy nadarzyła się okazja do rozegrania partyjki, nie wahałam się skorzystać:)

Gra jest prostą karcianką polegającą, jak sama nazwa wskazuje, na budowaniu miasta. W talii mamy karty z budynkami posiadającymi różną cenę i wartość punktową. Karty są równocześnie elementami miasta i środkiem płatniczym. Rozgrywka odbywa się symultanicznie, wszyscy na raz wybierają budynek, który chcą wybudować, płacą za niego, następnie podliczają punkty za każdy budynek. Żeby było ciekawiej, niektóre karty mają różne, dodatkowe oznaczenia zapewniające ich posiadaczom profity, w niektórych wypadkach chcąc wybudować dany budynek, trzeba mieć już wcześniej wybudowane konkretne obiekty itp. Gra kończy się, gdy jeden z graczy zdobędzie minimum 50 pkt. 

Gra bardzo mi się spodobała, bo jest dynamiczna, szybka, choć przez to, że wszystko się dzieje naraz, można się trochę pogubić, więc trzeba pilnować, żeby wszyscy byli na takim samym etapie w swoich akcjach. Jest też trochę liczenia, każdy w turze sam zlicza swoje punkty i podaje wyniki, więc trzeba grać uczciwie, no ale przecież inaczej nie miałoby to sensu:).

sobota, 5 października 2013

34. Super Farmer

Super Farmer to kolejna gra, którą pewnie wszyscy znają z dzieciństwa :), a która jakoś nie wpadła mi wcześniej w ręce. Więc nadrabiam zaległości :)

Losowość tej gry dorównuje Chińczykowi :) Rzucamy takimi śmiesznymi kostkami ze zwierzątkami. Gdy wypadnie para - dostajemy kartonik z adekwatnym zwierzątkiem. Trzeba uzbierać wszystkie dostępne zwierzęta. Nadmiar można wymieniać na inne wg "cennika". Ale na zwierzęta czyhają niebezpieczeństwa w postaci lisa bądź wilka - po trafieniu na nie tracimy wszystkie zwierzaki, chyba, że chroni je pies. 

Powiem tak. Gra jest dobra, gdy nie chce się myśleć :P Ot, rzucamy kostką i patrzymy, co się stanie, czasem coś wymieniamy. Fajna dla dzieci, dla starszych...cóż...;)




33. Bang!

Bang! trafił pod moją strzechę już dobrych kilka miesięcy temu, razem z Alcatraz i Cytadelą, które - nowe dla wszystkich - pochłonęły nam cały wieczór, przez co na trzecią grę nie starczyło już czasu i wróciła do wypożyczalni. Mądrość ludowa mówi jednak, że "co się odwlecze, to nie uciecze", lub, jak kto woli, "co ma wisieć, nie utonie" i sporo w tym prawdy, bo oto stało się i rozgrywa w Bang! (a nawet cztery rozgrywki:)) jest już faktem.

Cóż rzec. Stresująca to gra :) Klimat Dzikiego Zachodu, pojedynki, strzelanina, wybuchy Podobnie jak w Mafii, czy Agentach Molocha gra cię w dwóch drużynach: szeryf wraz z zastępcami oraz bandyci. Jest jeszcze renegat, taki cholerny, podstępny Judasz, który niby jest dobry, ale próbuje zabić szeryfa w ostatnim momencie. Oczywiście role losuje się tajnie. Każdy też wciela się w konkretną postać z imieniem i nazwiskiem i typowymi dla siebie zdolnościami. Bang! to gra karciana i tych kart trochę jest do ogarnięcia. Każdy ma własną planszę z punktami życia i miejscem na karty broni. Zagrywamy kolejno karty, wyzywamy na pojedynek, strzelamy, bronimy się, bronimy szeryfa, podkładamy dynamit, zbroimy się, zbroimy szeryfa, rozbrajamy przeciwnika itp. Bandyci atakują szeryfa (jedyna jawna powstać) i jego zastępców i na odwrót, a renegat...no właśnie, on jest nieprzewidywalny. Wygrywa, kiedy szeryf zginie jako ostatni, więc trzeba na niego uważać :)

W Bang! może grać 7 osób, między którymi występuje bardzo duża interakcja. Ciężko stwierdzić, ile będzie trwała rozgrywka, każda z nich jest inna. Jak już wspomniałam, dla mnie jest to gra stresująca, może przez mój brak doświadczenia (na 7 osób tylko ja grałam pierwszy raz), może przez tą negatywną interakcję - ginęłam szybciej niż przewidywałam :P Ale, jak to zwykle bywa, każda kolejna rozgrywka była już trochę prostsza i chętnie wrócę do tej gry przy najbliższej okazji :).